wtorek, 27 marca 2012

mogę wszystko

codziennie żyjemy bez powietrza. a to, co do nas dociera przez atmosferę, to tylko mieszanina gazów, które nic dla nikogo nie znaczą. trzymamy się mocno na ziemi, bo nikt nie sprawia, że grawitacja przestaje działać, nic nadzwyczajnego nie roi się w głowie za pomocą hormonów i chemii. tracimy tyle niezwykłości błąkających się tu i ówdzie, by oddać się w całości rutynie i monotonii, bo nawet pogoda stała się przewidywalna, a my nauczyliśmy się tłumaczyć wszystkie przypadki i spontaniczne sytuacje racjonalnie, bez-uczuciowo.
rzeczywistość to tylko poranna kawa i droga do szkoły. mijanie wciąż tych samych twarzy, których i tak się nie zapamiętuje i chęć zmian krążąca gdzieś z tyłu głowy. zjada nas przyzwyczajenie. zjada nas codzienność zbudowana naszymi własnymi rękoma. nic przecież nie robimy wbrew sobie, mamy wolną wolę, z której korzystamy, a i tak nie wszystko nas cieszy i zadowala.

czasami biorę głęboki oddech.
wtedy nie ma niczego, co byłoby złe.
szczególnie kiedy pieści mnie słońce
i mogę wszystko.

poniedziałek, 26 marca 2012

nieobecność.


siedzisz w przedpokoju i palisz papieros za papierosem. nie wiem, czy to ze złości, której przyczyną jest nasz koniec, czy na złość mnie, bo wiesz jak bardzo nie lubię tego bezsmakowego dymu. próbuję omijać szerokim łukiem miejsce twojego panowania, ale wciąż wychodząc z mieszkania, mijam cię nie patrząc ci w oczy. wiem, że próbujesz nawiązać kontakt spojrzeniem, które mówi o nas, jakby innego świata nie było we wszechświecie. stąpasz głośno nogami, kiedy chodzisz z jednego kąta w drugi i denerwujesz słodkimi zawołaniami w sufit. chcesz być miły, zupełnie się do tego zmuszając. chcesz mieć jakieś wyjście awaryjne w tym zabawnym utrzymywaniu kontaktu, gdyby raptem świat chciał zawrócić, zwolnić, zatrzymać się w miejscu wypadku tych dwojga pięknych ludzi. sama nie wiem, jakimi myślami zakurzona jest twoja głowa, ale dawno nie robiłeś w niej porządku.
zaraz sama spakuję wszystkie swoje rzeczy. bez kawałków przeszłości na papierkach. zabiorę to tylko, co całkiem nowe. i zmienię fotel, już nie będzie zielony. wyjdę i zamkną za mną drzwi w mieszkaniu, w którym umiera miłość.

czwartek, 22 marca 2012

najdziwniejszy film o miłości.


"byłam". w jakiejś nieznanej przestrzeni, w której umieściły mnie twoje myśli. ze spojrzeniem pełnym słodkiej przenikliwości i uśmiechem powodującym reakcję w identycznej postaci. wyciągałeś ręce, by mieć mnie jeszcze więcej. wyobraziliśmy sobie "siebie" we wszystkich nocnych rozmowach. narysowałam wszystkie swoje uczucia. używając najmiększych ołówków zaznaczyłam najmocniejsze kontrasty i nawet to nie skłoniło mnie do wycofania się, bo właśnie ty uświadomiłeś mi, że to nie jest najważniejsze i trzeba spojrzeć na to inaczej, by dopasować idealnie dwie różne części.
śnię więc dalej. zakrywam twarz kołdrą by jeszcze trochę na zamkniętych powiekach pooglądać najpiękniejsze kadry tego filmu, najdziwniejszego filmu o miłości. jeszcze nie wiem jakie będzie zakończenie. stoję w miejscu, w którym wydaje mi się wszystko jasne, ale naprawdę nic nie jest takie. wrażenie jakie pozostawiają po sobie wszystkie myśli w głowie zmusza mnie do zrobienia kolejnego kroku naprzód, pójścia w którymś konkretnym kierunku, ale irytując się w sobie sama nie wiem, dokąd to pójdziemy. dziś. jutro. kiedyś.
zastanawiam się tylko, czy jeszcze "jestem" w przestrzeni, którą dla mnie wymyśliłeś?

wtorek, 20 marca 2012

szczęście w sobie.

"nikt nie uczyni cię szczęśliwym, jeśli najpierw nie odnajdziesz szczęścia w sobie"
/zaklinaczka słów/

musisz nauczyć się od nowa, cieszyć się każdą chwilą i wszystkim, co się w niej mieści. uśmiech jeszcze bardziej zaraża niż czkawka, która w pewnych momentach przeszkadza. uśmiech powinien znajdować się na swoim miejscu, na twojej twarzy częściej niż dotychczas. uśmiech daje niewidzialną moc, energię, której potrzeba właśnie tobie, byś przebijał wszystkie ślepe zaułki i mijał przeszkody bez szwanku. zastanów się, bo tak naprawdę nie masz się czym przejmować. wszystko dzieje się, bo ma jakiś konkretny powód, dlaczego tak się stało. wszystko co się dzieje jest dobre. jeśli nawet nie, to może być, w zależności od tego, jak bardzo ty będziesz tego chciał. wszystko zależy od ciebie. każdy kolejny krok, każda kolejna rozmowa, każde spojrzenie i wszystko, co zdarzy się, gdy będziesz blisko, blisko jak nigdy dotąd. ale zanim dasz mi dać ci szczęście, poszukaj je w sobie, bo ja go nie znajdę, ciebie nie znajdę, bo nawet nie wiem jeszcze gdzie jesteś.

piątek, 16 marca 2012

ja.

niesamowicie dobrze jest czasami pozbyć się uczuć. takich uczuć, przez które nie można spać. tylko w nocy nachodzą nas obłędne myśli drapiąc każdy czuły kąt ciała i łapiąc, zaciskając każdy najmniejszy oddech w swoje parszywe łapki, nie dając spać. tylko kiedy dobrze znana cisza uwydatnia samotnie spędzone noce i wieczory bez ciepłego uśmiechu naprzeciwko. tylko kiedy najdzie potrzeba zaciśnięcia obydwu ramion wokół czyjegoś pasa.
czasami dobrze poczuć ulgę, nad niemożliwym. kiedy nie chcesz i coś się dzieje samo, za ciebie, bezmyślnie i niepotrzebnie. doprowadza do ślepej uliczki i nie daje wyjścia, wtedy jedyne co możesz zrobić, to wysadzić w powietrze całą otaczającą rzeczywistość, na chwilę wyłączyć prąd w życiu, spojrzeć na koniec świata i wrócić. odnaleźć najsłabsze strony i zniechęcić się do cna, mimo wszystko.
spokojniej mija czas i nigdzie nie spieszy się nikt. wszystkie dobre, słodkie i niezwykłe słowa zostawiam tutaj, dla siebie, by zacząć być wystarczająco dobrą - dla siebie. a dla innych mieć tylko to, co sama zdecyduję się im podarować. bez gratisów i bez promocji.

środa, 14 marca 2012

szczęście.


jak opisać szczęście? na pewno dźwiękiem przychodzącej wiadomości. jej treścią. skupionym wzrokiem wbitym w ekran telefonu czy laptopa. lekko uchylonymi wargami i niemocą mówienia, magią zdziwienia oczarowaną. tym niebywale uwodzicielskim, rozmarzonym uśmiechem i cicho wydobywającymi się odgłosami kociego rozczulenia. siedzącą, wpatrzoną w palącą się w rękach pracę, pod stołem nóżkami tańczącą już kolejną wspólną piosenkę, pełną niewidzialnej radości i do cna przepełniona tym szczęściem, co wszystko sprawia bardziej kolorowym, wyczulonym i milszym. chęcią by czas szybciej mijał i zwalniał, kiedy już będzie odpowiednia godzina. siłą rozkojarzenia. każdym wesołym tonem, odgłosem, dźwiękiem. odnalezionym brakującym puzzlem do tysiąc-częściowej całości. jazdą na rowerze bez rąk i wiatrem świszczącym w uszach na pełnym morzu. diabelską salsą i podzieloną na pół pomarańczą... szczęście można opisać szczęściem innych, bo szczęściem nawet najwięksi na świecie egoiści się dzielą.

wtorek, 13 marca 2012

za pięć siódma.



wyrwał go ze snu przeklęty już na wieki budzik. sprawdziwszy godzinę za oknem i na wyświetlaczu telefonu pomyślał, że to bardzo przyjemne, kiedy nie jest ciemno za pięć siódma. wygrzebując się z jeszcze świeżego snu, szukając stopami prawego kapcia, który zawsze gubi się gdzieś na podłodze przed snem, zamiast być koło swojego przeznaczonego odpowiednika do pary. nigdy nie może być na miejscu. naciskając guzik już wie, że pierwszą melodią jaką dzisiaj usłyszy, oprócz żółtobrzuchych sikorek, będzie 'pierwsze światło'. ton rozchodzi się po mieszkaniu i łączy się w kuchni z dźwiękiem gotującej się wody w czajniku. mimo sennych jeszcze powiek próbuje spośród tego porannego bałaganu oddzielić skrzypce od fortepianu i czajnika na gazie. uśmiecha się do swoich śpiących myśli. płynące z oddali dźwięki zapowiadają kolejny piękny dzień, bo zawsze najważniejsze jest to, jak rozpoczynasz, którą nogą wstajesz, jak samodzielnie potrafisz nastroić się do 'bycia' w nowym dniu. uważając na bardzo wysoką temperaturę, unosi gwizdek do góry, zdejmuje buchający parą czajnik z gazowego palnika, zbliża i wlewa do ulubionego kubka na wysokość trzech czwartych, by zmieścić jeszcze mleko, tworzy się aromatyczna mieszanina, a jej zapach jest już w całym mieszkaniu. zapada cisza, a chciałoby się zacząć z kimś rozmowę, by wypełnić te pięć minut, ale to właśnie te pięć minut sprawiło, że nikogo tutaj nie ma. siedział sam. śmiejąc się do samego siebie, poprawiał w lustrze ledwo widoczny zarost i kilka włosów na głowie. i znów dobry sen zabrał z głowy wszystkie myśli, jakie błąkały się w niej z wieczora. celebrując poranek, z każdym łykiem kawy robiło się spokojniej i cieplej. wszystko dopasowywało się w układance jego przemyśleń. i tak, mógłby wyglądać każdy kolejny dzień jego życia, jakby za każdym razem szczęście budziło nas tuż przed budzikiem albo tuż po nim szybko wyłączając to złośliwe, martwe urządzenie, które wydobywa dźwięki o ustalonej porze.

niedziela, 11 marca 2012

pustki.


kolejny raz układając spadające klocki z nieba, w kolejne znikające linijki, wyobrażam sobie, że nie da się na siłę wcisnąć niepasującego klocka - zawsze pozostanie jakaś szczelina przez którą linijka nie zniknie, a za nią inne puste przestrzenie, co może doprowadzić do napisu 'game over' i próba zbudowania jak największej liczby znikających linijek idzie na marne. za każdym razem zaczynam od początku. z jakimś bagażem doświadczeń, ale z czystą myślą i chęcią poznania nowego. za każdym razem mam więcej nadziei niż wcześniej. czuję kumulujące się uczucia we mnie, które zostawiam przypadkiem w przedpokoju ściągając dokładniej niż zwykle buty. najpierw lewy, potem prawy w międzyczasie poprawiając skarpetki. a uczucia zawieszam tuż obok parasola, zakrywając płaszczami, by ich zapach nie dochodził do pokoju, nie rozpraszał w nim moich rozszarpanych zmysłów. przestaję spoglądać na zegarek, kalendarz w telefonie też nie ma już znaczenia, zapiski w zeszycie nie noszą żadnego imienia, tylko same obowiązki. wyrysowuję schemat codzienności, nie planując żadnej niespodziewanej wizyty. przyzwyczajam się do trudności bycia ze sobą, tylko czasem ogarnia mnie niesamowita ochota bycia z kimś blisko, bliżej i najbliżej.
uspokaja mnie cierpliwość jakiej się nauczyłam będąc w podróży dookoła własnej osi. sprowadza mnie na ziemię wewnętrzne przekonanie o tobie i twojej sile, którą dzielisz ze mną poprzez odległość jaka nas jeszcze od siebie dzieli.


dwadzieścia perfekcyjnych słów.


chciałabym by każdy następny dzień był dla mnie przygodą. wejściem do dżungli dorosłości z doskonale działającym kompasem i świetnie napisaną mapą. odnajdę drogę do celu omijając wszystkie wystające konary wielkich zielonych drzew. chciałabym odkrywać siebie. swoje zalety, wady, każdą cząsteczkę, krok po kroku, by móc oddać je wszystkie w czyjeś męskie, silne i piękne dłonie. chciałabym zakończyć poszukiwania skarbu, by zająć się następnymi zagadkami, które już czekają jak w wiecznie trwającej kolejce na poczcie. to samo dotyczy pytań, które sobie zadaję. chciałabym odpowiedzieć jeszcze na miliony podobnych, siedzących na jakiejś gałązce wróbelków w mojej główce.
chciałabym dziwnego pana, tego z kosmosu, którego rakietę czasami widzę siedząc na księżycowym rogalu. czasami puszcza mi galaktycznego buziaka w tę ciemną przestrzeń, ale nie zawsze widzę twarz nadawcę. między porankiem, a wieczorem, chciałabym uśmiechać się od ucha do ucha od tego wszystkiego, co powinno pójść dobrze, żeby poszło najlepiej. 'bez parasola i bez płaszcza'. chciałabym słonecznego życia, codzienności i zapachu słońca na skórze.
najcudowspanialsupermegapięknego chciałabym.
mnóstwo szczęścia chciałabym mieć, dostać i dawać, doświadczać i obserwować u innych. zaciskania pasa, wytrwałości i determinacji, by żaden słomiany zapał nie błąkał się między pomysłami a wykonaniem.
chciałabym spełnienia wszystkich planów, marzeń, zamierzeń jakie mam. odkrycia czegoś, czego nigdy dotąd nie czułam, nie widziałam i nie słyszałam.

czwartek, 8 marca 2012

wiśnie.

pomyliłam słoiki. już dawno zjadłam ten, ze słonymi wspomnieniami. deser z wiśniami dla niego, deser z jagodami dla niej. mimo, że wyrwał mnie ze snu koszmar z przeszłości, śnieg za oknem nie napawał do wyjścia z domu, a całe święto dzisiejszego dnia nie dawało żadnych dobrych wspomnień oprócz jednego, które znów nie zawiodło i dało mi powody do rozczulenia się. cały strumień ciekawych odkryć sentymentalno-banalnych wersów między słowami moimi do ciebie, bo wiem, że rozumiesz mnie nawet bez słów. nic dodać, nic ująć. idziemy więc dalej.
zaprosisz mnie na śniadanie z obiadem, czy może lepiej zaczniemy od obiadu kończąc na śniadaniu?

wtorek, 6 marca 2012

głęboka woda w szklance zielonej herbaty


topię się. nie umiem widzieć pod wodą, więc na ślepo szukam twojej ręki. nigdzie nie czuję nawet poruszenia wody, odpłynąłeś zostawiając mnie samą, w miejscu gdzie moje stopy nie dotykają już dna, a ja uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie umiem jeszcze dobrze pływać. bardzo złożone myśli wypływają z głowy by utonąć obok mnie, są cięższe od mojego nagiego ciała, od razu spadają na samo dno tej przerażającej, ciemnej głębi. zastępuję te myśli strachem przed tym zimnem, które odczuwam już palcami stóp, chłód w którym nie pływają stworzenia o ciepłych sercach. myślę, że nie rozumiałam ciebie - bo oboje byliśmy pod wodą - dźwięki dochodzące z twojego gardła rozmywała niebieskość wody zanim doszły do moich uszu. zanim wskoczyliśmy do tej wody znałam cię na wylot, zawsze byliśmy razem, byłeś moją idealną drugą połową. zapomniałam jednak, że w wodzie wszystko wygląda inaczej. teraz, kiedy patrzę na zatopioną w zielonej herbacie łyżkę, widzę jak przez przestrzeń tej ciepłej cieczy zmienia się jej wizerunek. myślę, że na lepsze, bardziej błyszczy i się zaokrągliła. tobie to nie pomogło, nie jesteś zwykłą łyżeczką do herbaty, nie wpasowujesz się już w linię mojego ciała śpiącą samotnie w jednoosobowym łóżku.

poniedziałek, 5 marca 2012

lubię kiedy kobieta.

rozkwitają jak kwiaty na wiosnę. uśmiechają się do słońca, które raczy je coraz to cieplejszymi promieniami i wyzwala więcej endorfin niż czekolada. promienieją, od tych spadających z wiszącej we wszechświecie gwiazdy, ciepła dotyków jak kolejne jej dalekie koleżanki. jeden uśmiech potrafi nieznajomego pana z roweru zwalić, umilić chwilę dozorcy i każdego mężczyznę kobiety widok uszczęśliwia. w każdym kobiecym geście dostrzec można początek świata i jego koniec zarazem. rozchylenie warg jakby chciała coś powiedzieć, poprawianie spadającej na oczy grzywki jakby miała zobaczyć coś niezwykłego, zalewanie herbaty przed rękawicę kuchenną mimo, że czajnik ma ochronną rączkę. szklane, wzruszone oczy kiedy wychodzi z filmu, który jemu nie przypadł do gustu, a więc prawdą jest, że wszystko można przeczytać, zobaczyć w kobiecych oczach. w każdym kolorze, czy małe, czy duże, widzisz każdy zachwyt, lęk, radość i rozczarowanie.
patrz więc, mężczyzno biedny, ucz się widzieć oczami kobiety.

niedziela, 4 marca 2012

jesteśmy.


zabierał mnie do lasu. słuchaliśmy drzew, wody w rzece i ptaków. rozświetlał moje oczy tymi zwyczajnymi dla niego widokami. oddychaliśmy magią pełną piersią, spokojnie i rozczulająco zapraszając się na herbatę. zawsze uśmiechnięta. zawsze pełna swojej energii. zawsze gotowa złapać tę jedną dłoń i pójść w nieznane. była małą dziewczyna chowającą się pod jego ramieniem. księżniczką, którą budzą świeże kwiaty. dziewczyną z sąsiedztwa, która zawsze lubiła zmywać po śniadaniu. zbudowaliśmy swój świat w dwie minuty. żyliśmy w nim zaledwie jedenaście. a on, w jedną sekundę zmienił go we wspomnienia.
"Jesteśmy gdzieś tam, zawsze..."

sobota, 3 marca 2012

okna.

zamykają się powieki. jedna ciągnie drugą do siebie. już zaczynam przestawać czekać na ciebie robiąc cokolwiek. już jestem po drugiej stronie, cienkiej ostatnio jak kalka, granicy między rzeczywistością a snem. już zamykam wszystkie okna, kiedy słyszę stuknięcie kamyka o szybę, bym się wychyliła i chwilę porozmawiała z tobą opierając się w tym oknie. przechodziłeś niby przypadkiem, przypadkiem przechodzisz tak codziennie, codziennie żegnasz się do snu po dwie godziny i kładziesz się z myślą o tym by prędzej wstać niż zwykle, by zaskoczyć mnie swoją wczesną obecnością. za każdym razem mam wrażenie, że zaraz szyba w oknie potłucze się na milimetrowe kawałki mieniącego się w świetle księżyca kryształku, zniknie całkiem bariera dzieląca jedno powietrze od drugiego, dzieląca moje powietrze od twojego.
nie wiem już jak czuje się wzajemność. nie wiem, czy nie udusiłabym się nowym powietrzem. teraz nie, ale pewnie przyjdzie taki moment, że sama rzucę kamień, zbiję szybę a nawet wyskoczę z okna. teraz myślę. teraz nie czuję.

piątek, 2 marca 2012

wybór.

Często nie umiemy podejmować trudnych decyzji. Boimy się wchodzić do wody zbyt głębokiej, bo martwimy się, że nasza umiejętność pływania jest niewystarczająca, nie wytrzymamy ciśnienia i złapie skurcz w nodze. Wolimy cofnąć się by nie podejmować żadnej decyzji, pozostając w jednym miejscu nie dając szansy niczemu. Ani temu, by ktoś nas zranił, ani temu by stał się tym jedynym. Przydarza się wszystko dookoła. Mija czas a dzień zamienia się w noc. Znajdujemy szczęście w znalezionej jednogroszówce i czekamy na więcej znaków zbliżającego się szczęścia. Sztuka wyborów, to prawdziwa miłość. Wszystko dookoła to tylko magiczna oprawka, którą sami sobie ozdabiamy naprawdę zwyczajne sytuacje.