wtorek, 13 marca 2012

za pięć siódma.



wyrwał go ze snu przeklęty już na wieki budzik. sprawdziwszy godzinę za oknem i na wyświetlaczu telefonu pomyślał, że to bardzo przyjemne, kiedy nie jest ciemno za pięć siódma. wygrzebując się z jeszcze świeżego snu, szukając stopami prawego kapcia, który zawsze gubi się gdzieś na podłodze przed snem, zamiast być koło swojego przeznaczonego odpowiednika do pary. nigdy nie może być na miejscu. naciskając guzik już wie, że pierwszą melodią jaką dzisiaj usłyszy, oprócz żółtobrzuchych sikorek, będzie 'pierwsze światło'. ton rozchodzi się po mieszkaniu i łączy się w kuchni z dźwiękiem gotującej się wody w czajniku. mimo sennych jeszcze powiek próbuje spośród tego porannego bałaganu oddzielić skrzypce od fortepianu i czajnika na gazie. uśmiecha się do swoich śpiących myśli. płynące z oddali dźwięki zapowiadają kolejny piękny dzień, bo zawsze najważniejsze jest to, jak rozpoczynasz, którą nogą wstajesz, jak samodzielnie potrafisz nastroić się do 'bycia' w nowym dniu. uważając na bardzo wysoką temperaturę, unosi gwizdek do góry, zdejmuje buchający parą czajnik z gazowego palnika, zbliża i wlewa do ulubionego kubka na wysokość trzech czwartych, by zmieścić jeszcze mleko, tworzy się aromatyczna mieszanina, a jej zapach jest już w całym mieszkaniu. zapada cisza, a chciałoby się zacząć z kimś rozmowę, by wypełnić te pięć minut, ale to właśnie te pięć minut sprawiło, że nikogo tutaj nie ma. siedział sam. śmiejąc się do samego siebie, poprawiał w lustrze ledwo widoczny zarost i kilka włosów na głowie. i znów dobry sen zabrał z głowy wszystkie myśli, jakie błąkały się w niej z wieczora. celebrując poranek, z każdym łykiem kawy robiło się spokojniej i cieplej. wszystko dopasowywało się w układance jego przemyśleń. i tak, mógłby wyglądać każdy kolejny dzień jego życia, jakby za każdym razem szczęście budziło nas tuż przed budzikiem albo tuż po nim szybko wyłączając to złośliwe, martwe urządzenie, które wydobywa dźwięki o ustalonej porze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz