niedziela, 18 listopada 2012
zaprojektowałam życie.
czuję się jakbym sama projektowała to życie! czytając wstecz dostrzegam między wierszami wiele niemych słów, których położenie jest nijako określone. podszyte banalnym strachem, który powoli przestaje być czynnikiem, przez który wiele razy sprawy się komplikowały, występowały niedomówienia. wiele z wypowiedzianych w formie pisemnej słów było w ogóle nie związanych ze mną, ale istnieją też te, które nie mogły takimi być. choć nie wszystko wygląda tak, jak zakładałam, to i tak czuję się zaskoczona.
jestem przypadkiem odnaleziona spośród naprawdę wielu, wielu innych ludzi na świecie. pochłaniam każdą myśl zachłannie, starannie dopasowując i tłumacząc sobie w inny niż zwykle sposób, ciesząc się bardziej chwilowością niż przejmując się przyszłością. wszystko to przychodzi samo, a moja głowa staje się zbiorem kilku mono-myśli.
wtorek, 13 listopada 2012
bo serce zaciska pięści
jak zawsze mam pozytywne nastawienie, to nigdy się nie zmieni. zwykle tak bywa, że jeśli coś się nie udaje, to po prostu "tak m(us)iało być". dlatego wyliczając dokładnie czas, mając na uwadze krótki korek spowodowany remontem, nie przeszło mi nawet przez myśl spóźnienie. wybór najszybszego wyjścia i wywarcie presji, to tylko elementy spójne. podjęte ryzyko jest tylko przykładem, bo ryzykuje się niewiele kupując bilet na pociąg, trzy minuty przed jego odjazdem. albo się wsiądzie, albo nie. satysfakcja włącza myślenie, odpowiadanie na pytania i analizowanie tego, co nie miało wprawdzie miejsca, ale co by było gdybyśmy tak nie myśleli?
krojąc czas na kawałki odmierzane poprzez przymusowe przystanki marzyłam o parze niezawodnych słuchawek, które pozwoliłyby przenieść moje myśli w jakieś magiczne dźwięki. rozproszyć wszystkie zastanawiające zdania, niekoniecznie proste i zrozumiałe. miałam wciąż w głowie wiele banalnych niedopowiedzeń, które miałam nadzieję zniwelować, gdy tylko oswoję się i znajdzie się chwila na rozmowę o dziwactwach.
intuicja zbędnie wysyła alarmy, a serce zaciska pięści. tutaj nie ma o co walczyć, wszystko jest przypadkiem, nie można walczyć z czymś, co mogło się w ogóle nie wydarzyć.
poniedziałek, 5 listopada 2012
pijani szczęściem
ledwo stojąc na nogach, podpierała się na jego ramieniu próbując złapać równowagę. robiło się jasno, ale czas był czymś całkiem obcym i nieistotnym w tym dwuosobowym zwariowaniu. mogliby pobić rekord guinnesaa i to w nie jednej kategorii. spacerując po nieznanych uliczkach ukochanego miasta, wymienili ze sobą tysiące słów, zmieniając tematy w ekspresowym tempie. błądzili i odnajdywali się pośród starych domów, kamienic i kilku opuszczonych fabryk, robiąc zdjęcia aż do wyczerpania pamięci. rzucając sobie wyzywające gry słowne, nigdy nie dochodzili do sedna sprawy. mijały się słowa przelotnie, choć czuć było wszystko, ale jakby niewyraźnie. zostawiając za sobą ciepłe promienie zachodu słońca, zabierali ze sobą tylko umysły pełne myśli i pomysłów, które zabierały ich w inne wymiary rzeczywistości, kolorując zastany obraz świata.
zastanawiali się nawet, czy mogliby zagadać się na śmierć.
- tak - odpowiedział - ale musiałoby to potrwać całe nasze życie...
hardkorowy poranek gdzieś na końcu miasta, przy wschodzącym słońcu i zachodzących gwiazdach przyniósł niemożliwe zmęczenie, z którym walczyła ogromna chęć na nie-kończącą-się-przygodę. przez jej zamknięte powieki wciąż było widać szczęśliwie błyszczące się oczy, choć w połowie była już jakby we śnie. wypijając każdą kroplę chwili spędzanej we wspólnym towarzystwie, coraz bardziej uzależniali się od siebie bezpowrotnie.
sobota, 3 listopada 2012
lekki umysł
ogranicza mnie niecierpliwość i bardzo lekki umysł. kiedy siedzę na drewnianym krześle ukradzionym z kuchni popijając zimny sok pomarańczowy w pół do drugiej w nocy, pięć godzin przed wyjściem z domu, w mojej głowie szaleńczo biega niezliczona ilość ciekawych myśli. próbuję to wszystko jakoś ogarnąć płosząc je kojącymi nutami wylatującymi z membran głośników, ale to na nic, zamykam oczy i szeroko uśmiecham się do siebie. znajduję się tutaj, ale to tak jakbym równocześnie była w innej strefie czasowej i ekonomicznej, a nawet w innej strefie klimatycznej. kontrolując dystans pomiędzy myśleć a czuć, czerpię energię, jaka kumuluje się we mnie od pewnego czasu, szepcząc pod nosem samą przyczynę, źródło jej powstania.
daj mi jeszcze trochę pobujać w obłokach, to takie niezwykłe uczucie mieć w sobie wiosnę przy pierwszym śniegu za oknem, zarażać radością każdego mało odpornego człowieka i mieć do wszystkiego takie optymistyczne podejście.
zrobiłeś mi niespodziankę sobą i nie wiem co mamy z tym zrobić.
czwartek, 1 listopada 2012
dwie drogi.
pozostawiła po sobie blady poranek i ciepły dotyk ust, których smaku nie mogę wymazać z pamięci. wracając zaspanym tramwajem uśmiechałem się beznadziejnie ciesząc się chwilą. chociaż chwile mają to do siebie, że mijają, ale nasza pamięć, gdy jest dobra, może je odtwarzać, jak film na taśmie analogowej.
kiedy się uśmiechała lekko mrużyła oczy, a ja potrafię przypomnieć sobie każdy jej najmniejszy gest, jaki byłem w stanie zauważyć. a stan mój do przyziemnych nie należał. czasami spotyka się kogoś takiego, z kim nie ważne gdzie, nie ważne o czym, ale można rozmawiać.
zimny deszcz, nad ranem puste miasto i dwie drogi.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)




