Musiałam uciec. Zniknąć na chwilę i zdemolować wszystkie swoje przemyślenia. Mam dookoła siebie zbudowaną twierdzę. Rządzę nią bezlitośnie od zawsze. Czasami wychodzę tylko pooddychać świeżym, innym niż swoje powietrzem i wpuszczam tam trochę rześkiego przeciągu. Gwiazdy zjeżdżają z nieba. A mi już nawet nie chce się wymyślać kolejnych marzeń niespełnionych. Jest apogeum. Zniechęcenia, bo uczucia wiercą dziury w głowach, nieumiejętnie. Zostawiając dookoła delikatne wióry. Z jakiegoś powodu nie mam cierpliwości brnąć w coś, co już daje mi wątpliwości. Nauczyłam się przyjmować wszystko, bo zakładam to, co najgorsze, przygotowuję się na to, co złe, by lepiej to przeżyć. By przetrwać.
Nie ma ładnych zdjęć, płaczących, smutnych ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz