Nie jesteśmy już tacy młodzi, a poznaliśmy się jak dzieciaki z liceum. Niby nie ma w tym nic z romantyzmu, ale zobacz... umiem kolorować.
Wymienię, na przykład, pięć oddalonych od siebie w czasie punktów, w których mieliśmy się spotkać, ale nie wyszło. Nie udało się, bo albo nie było Ciebie tam, gdzie być powinieneś. Albo nie było mnie, tam gdzie być powinnam. Wyszedłeś wcześniej zanim ja się pojawiłam. Spóźniłeś się, a ja już wyszłam. I mijaliśmy się pewnie, ale to już banał, jak w tym wierszu Szymborskiej. Aż w końcu, przypadkiem oklepanym, znajomi znajomych witają nas ze sobą. W miejscu, do którego nie chodziłam zbyt często. W trio piękniejszych ode mnie kobiet. Najpiękniejszego wieczoru czerwca 2021.
Częściej ubieram się w radość. Rozwiązuję wątpliwości. I po prostu, przez to, że polubiłam siebie, akceptuję wszystko to, do tego mogłabym się przyczepić. Szkoda czasu. Krążymy sobie między sobą, a naszymi osobnymi bytami, obserwując i próbując zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi.
A teraz ja, uczę się nowego alfabetu i języka. Pełnego czułości, troski i spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz