środa, 18 listopada 2020

a w oczach oceany


 

Dostaję sygnały z wnętrza, właśnie czuję każdą komórkę swojego ciała. Trudno mi uwierzyć w to, co się dzieje. Próbuję racjonalnie ułożyć w głowie i delikatnie myśleć o rzeczywistości. Chciałabym na chwilę wyjść i popatrzeć na to wszystko z dystansem, ale buntuje się coś we mnie i sprawia, że teraźniejszość i każda w niej chwila jest jak czysty, niematerialny skarb. 
Czuję, jakbym bardzo długo z nikim nie rozmawiała. Jakbym była zamknięta w kokonie stworzonym z niedomówień i zwątpień, ale ten kokon przestał mnie w sobie mieścić i czułam się niewygodnie, więc pozbyłam się go, tak jak robią to mięczaki. Może byłam jakiś czas mięczakiem? Może bałam się wychylać z tego niby-miękkiego i bezpiecznego miejsca? Może będąc w nim, nikt nie mógł mnie rozpoznać i nawiązać nici porozumienia? 

Wyszłam więc z tego kokona, nieśmiało wołając: "halo" - tam już nikogo nie było, nikt nie czekał, nie tęsknił, nie wspominał. Czując ciszę, która wkrada się do każdego zakamarka umysłu i ciała, porywasz się na wędrówki w nieznane. Mieszkasz w Czechach od zawsze i nigdy nie widziałeś morza, więc wybierasz się w podróż, której celem będzie wielki błękit, chociaż nigdy nie wiesz, co spotka Cię po drodze. 

Intuicja wie, co się wydarzy. Podpowiada trochę temu, co ma się w głowie. Podpowiada: "Podnieś rękę!", "Idź na spacer!". Podpowiada też, żeby nie tonąć, żeby złapać się czegoś, co z pozoru może wydawać się błahe i naiwne. Tak jak te wszystkie imitacje materiałów, które dają nam wrażenie naturalności w domu, choć daleko im od prawdziwej natury. Są inspiracją, do działania, które powtarzane w głowie wyśmiewasz przy kolejnej rozmowie, uznając że podobne niteczki przyprowadziły nas do wspólnego kłębka. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz